O polskim sadownictwie okresu międzywojennego
Krótka opowieść o przedwojennym sadownictwie
Polskie sadownictwo okresu przedwojennego było dosyć prymitywne. Nie zakładano sadów karłowych z drzewami w odległości co 1 – 2 m w rzędzie, które były już standardem we Francji czy we Włoszech (Były to jednak sady karłowe w innym niż obecnie rozumieniu – formowano drzewa z obniżonym pułapem owocowania dzięki pracochłonnemu cięciu i przyginaniu pędów; tworzono szpalery, palmety, świeczniki, prowadzono jabłonie wzdłuż muru itp.).
W Polsce towarowa uprawa owoców nie miała większego znaczenia. Owoce produkowano głównie w sadach chłopskich czy dworskich. Ówczesne gospodarstwa ogrodnicze były niewyspecjalizowanymi ogrodami, w których uprawiano różne gatunki warzyw, ziół i roślin sadowniczych. Sady były tylko dodatkiem do prowadzonej działalności rolniczej i zaspokajały potrzeby własne domowników, w dalszej kolejności przeznaczano owoce na drobny handel. Równoległe prowadzenie produkcji zwierzęcej dawało dostęp do nawozów naturalnych. Wraz z rozpowszechnianiem się ruchu ogrodnictwa działkowego, zaczęto zakładać drobne sady również na działkach pracowniczych.
W okresie międzywojennym powszechny był tradycyjny model sadu. Drzewa szczepiono na silnie rosnących siewkach i sadzono je w rozstawie 8 x 8 – 12 x 12 m. Korony rozrastały się bujnie, w sposób naturalny, wzrostu nie regulowano. Pierwsze cięcie prześwietlające robiono dopiero w momencie wejścia roślin w okres owocowania. Zbiór wymagał użycia wysokich drabin. Ponieważ drzewa zaczynały owocować najwcześniej po ok. 10 latach, w szerokich międzyrzędziach i rzędach zakładano uprawy współrzędne - uprawiano zboża, ziemniaki, warzywa bądź prowadzono wypas zwierząt gospodarskich.
Słaby był poziom popularyzacji wiedzy ogrodniczej, w związku z czym większość nasadzeń utrzymywano w niskiej kulturze. Brakowało podstawowego sprzętu sadowniczego, np. opryskiwaczy. Dostęp do nawozów mineralnych i środków ochrony roślin nie był powszechny. Celem poprawienia wzrostu drzew stosowano nawozy naturalne, głównie obornik i pomiot ptasi. Nie regulowano owocowania, w związku z czym było ono przemienne. Znaczny był udział owoców porażonych przez różne choroby, choć odmiany uprawiane w tamtym okresie charakteryzowały się mniejszą podatnością na większość z nich. Rzadko zwalczano szkodniki. Silnie rosnące siewki nie wymagały intensywnego programu ochrony, bez którego nie wydałyby owoców współcześnie uprawiane drzewa karłowe. Co więcej, owoców było przed wojną na tyle mało, że można je określić mianem towaru luksusowego, na który nie każdy mógł sobie pozwolić. Bywało, że jabłka były kilka razy droższe od kiełbasy. Dlatego konsumenci nie wywierali na producentów presji w zakresie jakości owoców, jak ma to miejsce obecnie.
Uprawiano głównie jabłonie i grusze. Popularne były stare odmiany krajowego pochodzenia (np. Kosztela, Ananas Berżenicki), ewentualnie z krajów ościennych – np. rosyjska grusza Cukrówka, Antonówki, niemiecka Grochówka i Boiken. Kiedyś szlachetne odmiany uprawiano w sadach szlacheckich, później przedostały się do ogrodów chłopskich. Wielokrotnie rozmnażano drzewa generatywnie (z nasion), a nie poprzez szczepienie, wskutek czego na terenie Polski rozprzestrzeniło się wiele mutantów, wobec których stosowano nazwę odmiany szlachetnej, a należałoby uznawać je za osobne odmiany. Z powodu tego zamętu niepodobna dziś na przykład zidentyfikować gruszy Sapieżanki.
Owoce przechowywano w domowych spiżarniach, piwniczkach, ziemiankach. Znaczną część przeznaczano na domowe przetwory – konfitury, kompoty, wina i nalewki, owoce suszone.
Rozwiązania techniczne
W czasach międzywojennych technika rolnicza była już na tyle rozwinięta, że oferowała bardzo skuteczne rozwiązania do oprysku roślin sadowniczych. Niestety na terenach polskich dostęp do tych nowinek nie był powszechny. Były ręczne opryskiwacze z pompką, opryskiwacze plecakowe napędzane silnikiem, rozwiązania jezdne (z jednym kołem – „taczki opryskujące”), a także motorowe opryskiwacze konne, z pomocą których można było rozpylić ciecz na dużych obszarach sadu. Wszystkie wyrzucały ciecz pod ciśnieniem. Z racji powszechności tradycyjnego modelu sadu z intensywnie rosnącymi drzewami, najwygodniejsze były silnikowe opryskiwacze plecakowe, którymi można było nakierować ciecz roboczą wysoko w górę.
Plecakowy opylacz miechowy, wytwórca: Metallwaren Fabrik Carl Platz Ludwigshafen AM Rhein, przed 1939 r. Ze zbiorów Muzeum Narodowego Rolnictwa i Przemysłu Rolno – Spożywczego w Szereniawie.
Czym pryskano?
Większość środków ochrony roślin sporządzano w gospodarstwie samodzielnie z dostępnych materiałów (np. wapna, siarki, roślin, olejów, mydła). Dostępne były także gotowe preparaty handlowe.
W okresie wegetacji do ochrony przed większością szkodników stosowano związki arsenu i ołowiu. Skutecznie likwidowały owocówkę jabłkóweczkę, mszyce, zwójki liściowe i inne szkodniki. W pewnym stopniu zabezpieczały także przed rozwojem chorób roślin. Zgodnie z zaleceniami, pryskano nimi kilkakrotnie przed zbiorami owoców. W użyciu był arsenin ołowiu, który wyparł tzw. zieleń paryską. Dzisiaj fakt wykorzystywania tak silnie trujących pierwiastków w produkcji żywności jeży nam włos na głowie, ale w tamtych czasach nie zdawano sobie sprawy z ich szkodliwości. Użytkowanie metali ciężkich w rolnictwie doprowadziło do skażenia gleb i wód, całe szczęście w Polsce – z racji zacofania - używano je stosunkowo rzadko. Problem ma znacznie większą skalę w Stanach Zjednoczonych, w których arsen wycofano z produkcji sadowniczej dopiero w 1988 roku.
Szkodniki likwidowano także przy pomocy środków ochrony roślin na bazie nikotyny (np. preparat Nikotan) bądź sporządzano wywar z tytoniu samodzielnie. Nikotyna doskonale radziła sobie z mszycami. Wykorzystywano także inne wywary roślinne. Opryskiwano olejami (np. olejem z lnianki) – z metody tej korzystamy do dziś. Oleje wykazują działanie mechaniczne, odcinając opryskanym nimi szkodnikom dopływ powietrza. W powszechnym użyciu było mydło potasowe. Przeciwko szkodnikom roślin (w szczególności mszycom) działa zawarta w mydle mieszanina soli potasowych kwasów tłuszczowych (kapronowego, kaprylowego, oleinowego i innych), skuteczna nawet w dużych rozcieńczeniach. Działanie mydła potasowego jest takie samo jak olejów roślinnych – oprysk pozbawia szkodniki możliwości oddychania. Na tę metodę warto zwrócić uwagę również dziś, kiedy środki ochrony roślin w produkcji ekologicznej są bardzo drogie.
Do ochrony roślin przed chorobami służyła miedź, siarka oraz ich mieszanki z wapnem – ciecz kalifornijska i ciecz bordoska. Przed wojną stosowano je powszechnie jako środek przeciwko chorobom grzybowym – przede wszystkim parchowi oraz mączniakowi jabłoni. Nierozcieńczoną cieczą smarowano również rany po chorobach kory i drewna. Od 1938 roku zaczęto odradzać jej sporządzanie we własnym zakresie, a na rynek wprowadzono preparat z gotową cieczą kalifornijską pod marką „Azot”, o stałym stężeniu i gwarancji zawartości składników czynnych – w celu ujednolicenia standardów jakościowych. Ciecz wykazywała działanie również w ochronie drzew owocowych przed szkodnikami (przędziorkami, pordzewiaczami, misecznikiem śliwowym).
Jako oprysk przedzimowy, stosowany do zabezpieczania drzew na okres spoczynku, stosowano karbolineum, produkt suchej destylacji smoły węglowej lub drzewnej. Jest to mieszanina związków aromatycznych o wybitnie rakotwórczym działaniu. Pewien czas służyła do impregnacji drewna. Dziś jest wycofana z użytku z powodu szkodliwości dla zdrowia.
Związane z tematem
Arsen w sadownictwie - negatywne skutki odczuwalne do dzisiaj
Komentarze
Można kontynuować serię, na pewno bedzie to faja ciekawostka historyczna.
Zachęcam do wklejania unikatowych zdjęć, podniosą one atrakcyjność artykułu.
P.S. jeden z polskich opryskiwaczy był produkowany w Grójcu. Może ktoś pamięta w którym miejscu znajdowała sie produkcja?