Portal sadownika

Trwający sezon przechowalniczy pchnie polskie sadownictwo w kierunku produkcji przemysłu?

07-03-2022 Portal Sadownik.pl

Trwający sezon przechowalniczy pchnie polskie sadownictwo w kierunku produkcji przemysłu?

Ubiegły sezon produkcyjny nie był szczególnie wymagający pod względem agrotechniki, a dowodem tego mogą być wysokie zbiory większości gatunków owoców w skali kraju. Przyniósł jednak wyjątkowo niekorzystne warunki dla handlu wyprodukowanym towarem. Ci, którzy handel już zakończyli, nie są usatysfakcjonowani przychodami ze sprzedaży owoców po cenach graniczących z kosztami ich produkcji. Bardzo trudna sytuacja na rynku jabłek cały czas się utrzymuje i dotyka tych sadowników, którzy zdecydowali się na długie przechowywanie owoców w chłodniach. Powszechnie mówi się o problemach ze wznowieniem produkcji w przyszłym sezonie. Marny dochód utrudnia producentom nabycie drożejących nawozów czy środków ochrony roślin, a po wybuchu wojny na Ukrainie jeszcze trudniejsze stało się zaplanowanie czegokolwiek, bo nikt tak naprawdę nie wie, jakie będą skutki gospodarcze konfliktu trwającego za naszą wschodnią granicą.

Ogromna niepewność nie tylko wyhamowuje inwestycje w branży, ale też skłania sadowników do poszukiwania oszczędności, a więc produkowania w przyszłym sezonie owoców po jak najniższych kosztach. Bardzo wielu sadowników deklaruje ograniczenie nakładów na produkcję, która – chyba wszyscy zgodnie to przyznają – staje się coraz mniej opłacalna. Z całą pewnością będzie miało to wpływ na zbiory jesienią 2022 roku, nie koniecznie na ich ilość, ale na jakość.

Skupmy się na jabłkach. Wiadomo, że polskie sadownictwo jest bardzo konkurencyjne pod względem ilości produkowanych owoców, ale powszechne zjawisko stanowią problemy z jakością. Świadczy o tym fakt, że w naszym kraju niemal 100% stanowią sady jabłoniowe z założenia produkujące owoce deserowe, jednak połowa ich produkcji trafia do zakładów przetwórczych. Pod tym względem polska produkcja jabłek jest ewenementem na skalę światową. Nawet w roku 2021, kiedy warunki pogodowe generalnie sprzyjały jakości owoców, bo nie było typowego okresu przymrozkowego, a wilgotność podłoża sprzyjała transportowi i odkładaniu się wapnia w owocach, już po Nowym Roku eksporterzy informowali, że wcale nie jest łatwo znaleźć duże partie jabłek o jędrności pozwalającej na ich sprzedaż na dalsze rynki. Również gnicie owoców stanowi problem podczas przechowywania. Tak więc mimo wiedzy o konieczności dokarmiania owoców wapniem czy intensywniejszej ochrony w wilgotne sezony, straty z tego tytułu pozostają znaczne.

Często mówiono o tym, że obecnym problemem polskiego sadownictwa jest nie tyle brak umiejętności wyprodukowania dobrych jakościowo owoców, co brak zdolności do kalkulowania zysków i strat, a więc niedociągnięcia z zakresu ekonomiki sadownictwa i nieorientowanie się w potrzebach współczesnego rynku owoców. To na przykład skłaniało i skłania producentów do inwestowania w odmiany wyraźnie schodzące z rynku, jak Idared czy Gloster. Jednak taka sytuacja mogła dotyczyć przede wszystkim „elitarnych”, dobrze doinwestowanych gospodarstw sadowniczych. Bo już tak wielka produkcja przemysłu z sadów prowadzonych w technologii deserowej świadczy o tym, że braki w agrotechnice również były obecne.

Nadchodzący sezon jest jedną wielką niewiadomą, ale tak powszechne deklaracje o zmniejszeniu wydatków na środki produkcji na pewno odbiją się na jakości owoców w skali całego kraju. Nie jest powiedziane, że ograniczenie nakładów na produkcję w danym gospodarstwie musi poskutkować spadkiem jakości owoców, bo o ile tylko sadownik posiada wiedzę i potrafi ciąć koszty w taki sposób, aby wykreślać zabiegi mające potencjalnie niskie przełożenie na wielkość i jakość plonu, a wykonywać będzie te najważniejsze, to może udać się mu wyprodukować towar o zadowalających parametrach. Może nie do długiego przechowywania, ale do szybkiej sprzedaży już tak. Wiadomo jednak, że w całej Polsce są różni producenci i nie wszyscy sobie z tym poradzą.

Trudno zresztą wyobrazić sobie sytuację, by w światowej produkcji jabłek zapanował taki kryzys, żeby chciano sprowadzać z Polski śmierdzące siarą, nadgryzione przez zwójkę jabłka. Umówmy się, pseudo – produkcja polegająca na ograniczeniu w XXI wieku ochrony do cieczy kalifornijskiej, kaptanu i pyretroidów, zaś nawożenia do gnojówki, oddali nas tylko od celu, jakim mają być nowoczesne rynki zagraniczne. To się nie uda.

Dlatego wydaje się, że ten trudny sezon handlowy będzie miał bardzo degenerujący wpływ na stan polskiego sadownictwa i możliwe, że będzie to wpływ nieodwracalny. Bo skoro sadownik po ograniczeniu nakładów nadal nie uzyska satysfakcjonującego wynagrodzenia za wyprodukowane owoce (nie będą one spełniać wyśrubowanych wymagań jakościowych, a te wymagania na pewno się nie zmniejszą, gdyż światowy rynek, na którym panuje tak wysoka konkurencja, nie będzie równał w dół do poziomu polskiego sadownictwa), wciąż nie będzie miał motywacji, żeby tę produkcję dźwignąć na wyższy poziom, a przynajmniej na ten poziom, który miała zanim zdecydował się na cięcie kosztów. Ryzyko spadku konkurencyjności polskiego sadownictwa jest obecnie większe niż kiedykolwiek. Najgorszym scenariuszem byłoby zmniejszenie eksportu jabłek deserowych i zamknięcie polskiej produkcji wyłącznie w granicach kraju, a także utrwalenie wizerunku polskiego sadownictwa jako dostawcy taniego surowca do produkcji koncentratu jabłkowego.

Nie wiemy przecież, jakie warunki pogodowe będą panować wiosną. Jeżeli wystąpi typowy okres przymrozkowy, a wiosna i lato będą przekropne, to ta jakość polskich jabłek jeszcze bardziej się pogorszy. Cofniemy się do lat 90., ale nie pod względem cen. I trudno znaleźć wyjście z tej sytuacji, bo co można poradzić producentowi, który starał się jak mógł, aby utrzymać jakość owoców w poprzednim roku, a za te dobrej jakości jabłka zaoferowano mu 60 gr?

Może dobrym rozwiązaniem byłoby ograniczenie „półprodukcji”, a więc wprowadzania na rynek czegoś w połowie drogi do jabłka deserowego, co ma za niską jakość, żeby kupił to rynek deserowy, ale znowu zbyt wysoką, żeby opłacało się to sprzedać na przemysł? Może właśnie teraz jest właściwy moment na rozdział profesjonalnej produkcji sadowniczej na typowo deserową i typowo przemysłową, w której nie potrzeba już starać się o jakość i tak w nią inwestować? Zarówno jeden, jak i drugi kierunek będzie miał wtedy szanse na lepszą dochodowość. Niestety, w obliczu obecnych deklaracji co do maksymalnego cięcia kosztów w produkcji deseru, a nie przechodzenia na produkcję typowo przemysłową, wydaje się, że skala "półprodukcji" jeszcze wzrośnie. 

Związane z tematem

Gdzie szukać oszczędności w prowadzeniu gospodarstwa w 2022 roku?

Komentarze

Brak komentarzy

Napisz nowy komentarz