Portal sadownika

Dlaczego nie liczymy się w handlu zagranicznym?

07-12-2021 Portal Sadownik.pl

Dlaczego nie liczymy się w handlu zagranicznym?

Jako kraj jesteśmy największym producentem jabłek w Unii Europejskiej oraz jednym z najważniejszych producentów tych owoców na świecie. Pod względem wielkości produkcji oraz tempa jej zwiększania trudno nam dorównać, ale sprzedaż tego, co wyprodukowaliśmy, idzie nam już znacznie oporniej.

Nie ma chyba przesady w takim stwierdzeniu, że polska produkcja na rynkach zagranicznych praktycznie nie istnieje. A jeśli już na jakichś rynkach istnieje, to nasza pozycja jest tam bardzo chwiejna. Przykładem może być choćby rynek białoruski, którego utrzymanie zależy wyłącznie od naszych stosunków politycznych z tamtejszą dyktaturą. Są jeszcze rynki arabskie Afryki Północnej, przede wszystkim Egipt, którego znaczenie jako odbiorcy polskich jabłek znacznie wzrosło w ciągu ostatnich trzech lat. Ale również ten rynek jest niepewny, jak każdy, na którym konkuruje się głównie niską ceną.

Natomiast tam, gdzie mielibyśmy najbliżej i najlepiej, czyli na bogatych rynkach krajów „Starej Unii”, nasza obecność jest zbyt mała. I chociaż w Internecie nie brakuje osób twierdzących, że „jak ich mocniej przyciśnie, to będą się prosić o naszego Ligola”, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy sytuacja, w której importer kupuje polskie jabłka niejako z przymusu, bo wyczerpały się oferty wszystkich innych dostawców, może być powodem do zadowolenia?

Ile nas dzieli od Włochów?

W rozmowach często porównujemy ceny, które otrzymują za jabłka polscy sadownicy z notowaniami na rynku włoskim. Łatwo przychodzą nam komentarze, że jest to skrajną niesprawiedliwością. Narzekamy, że to los się z nami źle obchodzi albo szukamy winnych wśród pośredników. Rzadziej zadajemy sobie pytanie, co takiego Włosi produkują i – przede wszystkim – jak to sprzedają?

Polska i włoska skala produkcji jabłek jest zdecydowanie zbyt wysoka w stosunku do zapotrzebowania na rynku krajowym. O notowaniach jabłek w kraju decyduje więc to, ile uda się wyeksportować. Sprzedaż zagraniczna zdejmuje owoce z rynku krajowego i ogranicza problem wysokiej podaży.

Przyjrzyjmy się zatem eksportowi w Polsce i we Włoszech. W 2019 roku, naznaczonym nadprodukcją po urodzajnym zbiorze z 2018 roku, Polacy wyeksportowali według danych Eurostatu 956 tys. t jabłek, a Włosi – 905 tys. t. Skala eksportu jest więc podobna, ale trzeba brać pod uwagę, że dane za lata 2017 – 2020 pokazują, że roczna włoska produkcja była średnio o 1,5 mln t niższa od polskiej. Uwzględniając zatem proporcje wielkości zbioru do wolumenu eksportu, eksportujemy mniej niż Włosi.

Nie tylko Unia – wielkie znaczenie rynków pozaeuropejskich

Inna jest też struktura włoskiego eksportu, jeżeli brać pod uwagę rynki spoza UE (ryc. 1.).

Ryc. 1. Porównanie włoskiego i polskiego eksportu jabłek na rynki spoza UE w sezonie handlowym 2020/21.

Ryc. 1. Porównanie włoskiego i polskiego eksportu jabłek na rynki spoza UE w sezonie handlowym 2020/21 (dane Eurostatu).

* - ZEA (12 668 t); Jordania (9 122 t); Libia (6 611 t); Katar (3 164 t); Kuwejt (1 886 t); Oman (1 314 t).

W sezonie handlowym 2020/21 głównym odbiorcą polskich jabłek była Białoruś, dokąd trafiło ok. 120 tys. t jabłek, oraz Egipt, gdzie wysłaliśmy ich ok. 110 tys. t. Te dwa rynki, na których nasza pozycja nie jest zresztą stabilna, odpowiadają za ponad 62% polskiego eksportu poza Unię Europejską. Liczącym się dla Polski rynkiem jest również Kazachstan. W sezonie 2020/21 trafiło tam 50 tys. t polskich jabłek.

Natomiast włoski eksport jabłek poza UE jest w dużo większym stopniu zdywersyfikowany. Najważniejszym odbiorcą jest Egipt, jednak Włosi mają ugruntowaną pozycję na dochodowych rynkach Bliskiego Wschodu (przede wszystkim Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie), na których polskie jabłka praktycznie się nie liczą. Wystarczy zestawić ponad 51 tys. t, które Włosi wyeksportowali w sezonie 2020/21 do Arabii Saudyjskiej z naszymi 1,6 tys t. Nie liczymy się również w Izraelu, gdzie wysłaliśmy zaledwie 0,3 tys. t, podczas gdy Włosi – ponad 18 tys. t. Bliski Wschód to bardzo perspektywiczny obszar, jednak są to rynki niezwykle wymagające. Szejków naftowych nie interesuje niska cena, ale najwyższa jakość. Nasza ekspansja tam to dopiero kwestia czasu, ale Włosi zapewne łatwo nie oddadzą pola.

Norwegia – chociaż mamy tam bliżej, wysyłaliśmy zaledwie 5 tys. t, podczas gdy Włosi – ponad pięć razy więcej.

Warto też zwrócić uwagę na rynki południowoamerykańskie. W sezonie 2020/21 Włosi sprzedali w Brazylii ponad 17 tys. t, w Kolumbii – 4 tys. t, a w Ekwadorze – 3 tys. t. My tam nie handlujemy.

Wreszcie Daleki Wschód, Indie. Włoski eksport wyniósł tam w sezonie handlowym 2020/21 44 tys. t jabłek, zaś polski – 6 tys. t.

Zróżnicowanie zagranicznych partnerów handlowych decyduje o bezpiecznej pozycji włoskich jabłek na światowym rynku. Włochom udało się skutecznie zagospodarować „elitarne” rynki. Miejsca, do których Polska dostarcza jabłka (Białoruś, Egipt, Kazachstan, Ukraina) to znacznie biedniejsze kraje.

Zagranicznych rynków nie podbija się Ligolem…

Ważną przeszkodą w nawiązywaniu relacji z zagranicznymi partnerami jest oderwanie struktury odmian w polskich sadach od realiów międzynarodowego rynku. W efekcie produkujemy dużo, ale nie tego, czego oczekiwano by od nas za granicą. Nie zawrócimy kijem rzeki, zagraniczny popyt nie dostosuje się do naszego profilu produkcji. To my musimy się dostosować, jeżeli chcemy sprzedawać jabłka za granicę.

Na świecie liczy się tylko parę odmian – przede wszystkim Gala (obecnie bardziej poszukiwane są jej paskowane sporty), Golden i Red Delicious, Fuji, Jonagold i jego sporty. Wszystkie tylko w najwyższej jakości. Znaczenie Idareda sukcesywnie spada. Nie mamy dostatecznej siły przebicia, aby rozreklamować naszego Ligola w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Zresztą ta przemysłowa odmiana nie jest tego warta.

Podczas tegorocznego Kongresu Produkcji Podstawowej jeden z eksporterów stwierdził, że w obecnych warunkach rynkowych możliwa jest sprzedaż każdej ilości Gali paskowanej po europejskich cenach. 

Wciąż brakuje jakości

Chociaż nie można zaprzeczyć, że w ostatnich 10 latach polska produkcja sadownicza poczyniła znaczny zwrot w kierunku poprawy technologii produkcji i wyższej jakości, to wciąż pozostawia ona wiele do życzenia. Można odnieść wrażenie, że pewna grupa polskich producentów dołączyła do europejskiej elity pod względem jakości produkowanych jabłek, ale większość pozostaje w tyle. Dobrym tego dowodem jest fakt, że mamy w Polsce 100% sadów deserowych, z których zbiera się 50 – 60% przemysłu. Marząc o dalekim eksporcie, musimy być świadomi konieczności produkcji owoców w sposób, który umożliwi im nabycie jakości zapewniającej później ich długotrwały transport.

Zacofanie polskiego sadownictwa to z jednej strony spuścizna po rosyjskim rynku, który chłonął wszystko. Z drugiej – negatywne następstwo wszelkich unijnych i rządowych programów pomocy finansowej (gradowe, przymrozkowe, skupy interwencyjne, dopłaty itp. itd.), które zatarły wpływ praw rynkowych na produkcję ogrodniczą. Przedłużyły agonię tych gospodarstw, które dawno by upadły, a wciąż istniejąc, zawyżają tylko produkcję fatalnej jakości jabłkiem. Ile by pieniędzy nie wpompować w tę hydrę nienasyconą, zbieranie Idareda na przemysł ze starych drzew w rozstawie 6 na 4 m nie będzie opłacalne.

Nie ma z kim rozmawiać

Kolejną wadą polskiego rynku jest jego słaba organizacja. Zagraniczni odbiorcy potrzebują do rozmowy poważnych partnerów, którzy będą w stanie terminowo przygotować dla nich duże partie dobrej jakości i starannie wysortowanych jabłek. Sprawnie działające organizacje producenckie mogą promować polskie owoce na rynkach zagranicznych. Rynek musi zorganizować się oddolnie. Nie pomogą mu żadne państwowe holdingi.

Z kolei dla handlu zagranicznego mniejszej skali z bliżej położonymi partnerami duże znaczenie mogłyby mieć rynki hurtowe. Niestety inaczej niż we Włoszech, polskie rynki są miejscami, do których lepiej raczej nie zapraszać Niemca czy Holendra, jeżeli chce mu się cokolwiek sprzedać.

Czytaj więcej: Polskie rynki hurtowe - jak jest, jak mogłoby być?

Żeby dorównać światowym standardom, mamy przed sobą bardzo wiele pracy, ale równie wiele do osiągnięcia. 

Komentarze

Brak komentarzy

Napisz nowy komentarz