Czym będziemy konkurować z Zachodem, kiedy zrównają się koszty produkcji?
Jednym z najbardziej niepokojących zjawisk dla polskiej produkcji sadowniczej jest wzrost kosztów siły roboczej. Mniejsze koszty pracy najemnej to czynnik, który decyduje o niższych całościowych kosztach wyprodukowania kilograma owoców, czyli głównej zalecie naszego sadownictwa. Tym wygrywamy na tle państw Europy Zachodniej. Pozostałe nakłady, które należy ponieść na produkcję owoców są bowiem u nas podobne, jak na Zachodzie. Mamy równie wysokie ceny środków ochrony roślin, maszyn rolniczych czy paliwa na tle państw takich jak Włochy, Niemcy czy Holandia.
Jednak stawki za najemną siłę roboczą z roku na rok są coraz wyższe. Zwiększają się oczekiwania finansowe pracowników. Czasy, w których można było za grosze zatrudniać ukraińskich robotników należą już do historii. Mamy do czynienia z rynkiem pracownika, a nie pracodawcy. Konkurencja o pracownika pomiędzy producentami owoców, szczególnie w zagłębiach sadowniczych, jest bardzo zaciekła. Wśród Polaków brakuje chętnych do pracy przy zbiorach, gdyż jest ona mało atrakcyjna. Ludzie nie boją się bezrobocia ani kryzysu, co wyraźnie pokazały zbiory truskawek w 2020, których nie zamknęlibyśmy, gdyby nie odblokowanie napływu siły roboczej ze wschodu.
Teoretycznie przepisy dają sadownikom możliwość zatrudniania pracowników (tzw. pomocników rolnika) na podstawie umów, które nie są zatrudnieniem w znaczeniu Kodeksu pracy i nie dotyczą ich przepisy o płacy minimalnej (CZYTAJ WIĘCEJ). Krócej – rolnik może płacić tyle, ile uważa za słuszne. W praktyce niczego to nie zmienia, bo co z tego, że nie musimy im płacić minimalnej stawki godzinowej, skoro za mniejsze pieniądze nikt nie zechce pracować? A nawet jeżeli płacimy mniej, to ponosimy koszty utrzymania pracowników najemnych – zakwaterowanie, gaz i prąd, wyżywienie, transport na zakupy i do miejsca pracy itp.
Jeżeli chodzi o stawki wypłacane za pracę przy zbiorach jabłek, w 2020 roku było to ok. 11 – 12 zł za godzinę w przypadku zapewniania pracownikom dodatkowych świadczeń oraz 13 – 15 zł dla pracowników nie zakwaterowanych na terenie gospodarstwa. W tym samym czasie w Niemczech płacono 8 – 9 euro za godzinę, a więc 2,5 – 3 razy więcej. Różnica jest wciąż ogromna.
Z biegiem czasu należy się jednak spodziewać dalszych wzrostów wynagrodzeń dla pracowników najemnych w polskich sadach i zacierania się różnic między płacami na zachodzie a u nas. Nie nastąpi to oczywiście od razu, ale będzie zachodzić stopniowo. Nie byłyby to może tak dotkliwe, gdyby wraz ze wzrostami kosztów produkcji rosły ceny sprzedaży jabłek deserowych. Te jednak, od około 20 lat, nie zmieniają się w sposób zauważalny. Same koszty produkcji należy rozpatrywać oczywiście w kontekście nie tylko cen sprzedaży jabłek, ale także uzyskanego plonu. W wysokim plonie zacierają się koszty produkcji.
Wróćmy jednak do pytania postawionego w tytule. Przyjmijmy, że w krótkim czasie koszty produkcji kilograma owoców zbliżają się do kosztów w Europie Zachodniej. Jaką będziemy mieli wówczas na rynku przewagę? Na pewno nie jakość, bo ta, choć uległa w ciągu ostatnich lat pewnej poprawie, nadal pozostawia wiele do życzenia, zaś udział owoców, które z produkcji deserowej trafiają do przetwórni, jest zbyt wysoki.
O ile nic się nie zmieni, na tle Włoch czy Francji nie wygramy również marketingiem i sprzedażą zagraniczną (zaznaczam - chodzi o eksport na warunkach korzystnych dla polskiego producenta, a nie niewolniczych, po kosztach produkcji), bo póki co załatwianie kontraktów na handel zagraniczny wychodzi naszym grupom i związkom dosyć marnie. Nie zyskamy na produkcji ekologicznej ani bez pozostałości, bo kierunki te są u nas słabo rozwinięte. Dodatkowo na Zachodzie podsyca się stereotyp Polski jako kraju o silnie zanieczyszczonym środowisku, produkującym niezdrową żywność, a my mamy małe możliwości, aby się temu przeciwstawiać.
Co więcej, struktura odmianowa naszych nasadzeń odbiega od preferencji rynków zachodnich, bo mamy za dużo Idareda, którego wciąż się dosadza. Nie wygramy również pod względem mechanizacji i innowacji w technice sadowniczej, ponieważ wszelkie nowatorskie rozwiązania patentowane są za granicą i trafiają do nas z opóźnieniem. Polskich, małych w większości gospodarstw, nie stać na wdrażanie nowoczesnych rozwiązań technicznych, gdyż nie mają takich możliwości inwestycyjnych jak zachodnie molochy.
Jeżeli chodzi o zalety polskiej produkcji sadowniczej na tle innych krajów, to poza niższymi kosztami produkcji należy zwrócić uwagę na duże doświadczenie naszych producentów (coś, czego brakuje rozwijającemu się sadownictwu na wschodzie) oraz gotowość do realizacji dużych zamówień i gwarancję płynności dostaw. Poprawie ulega również nasze zaplecze przechowalnicze, które umożliwia coraz dłuższe składowanie owoców wysokiej jakości.
Na zakończenie roku nie należy jednak oddawać się myśleniu, że naszą produkcję sadowniczą czeka ponura przyszłość, ale zastanowić się, w jaki sposób poprawiać jej konkurencyjność w najbliższych latach, abyśmy sprostali wymaganiom współczesnego rynku, kiedy nastąpi rzecz – wydaje się - nieuchronna, czyli wzrost kosztów produkcji. A zrobić możemy bardzo wiele…
Fot. a href='httpswww.freepik.comphotosfood'Food photo created by aleksandarlittlewolf - www.freepik.com
Komentarze
Brak komentarzy