Portal sadownika

Szampion wciąż ma perspektywy, nie musi skończyć jak Idared. Warunkiem dobre pozycjonowanie na krajowym rynku

20-10-2021 Portal-Sadownik.pl

Szampion wciąż ma perspektywy, nie musi skończyć jak Idared. Warunkiem dobre pozycjonowanie na krajowym rynku

Od pewnego czasu Szampion zaczyna być odmianą problematyczną. Jeszcze parę lat temu mało który polski sadownik miał wątpliwości co do jego posadzenia. Uprawa Szampiona zapewniała względnie dobry zarobek. Działo się to głównie za sprawą jego popularności na rynkach wschodnich oraz na rynku krajowym, co gwarantowało stabilny popyt.

Jednak w miarę zwiększania powierzchni nasadzeń pod tą odmianą oraz spadku polskich dostaw na rynki wschodnie, sprzedaż owoców po korzystnych cenach spotyka się z coraz poważniejszymi trudnościami. Obecny sezon będzie przełomowy dla niekorzystnego wizerunku Szampiona, bo mimo obiektywnie średniej wielkości zbiorów w Polsce (3,6 mln ton wg szacunków GUS), ceny oferowane dziś za dobrej jakości jabłka tej odmiany sięgają 70 – 80 gr za kg. Sprzedaż nawet po tak niskich stawkach nie przebiega płynnie, a od handlarzy można usłyszeć bezczelne opinie, że Szampion to nie jabłko.

Trudno określić, jaka jest faktyczna powierzchnia nasadzeń tej odmiany. Prognozy WAPA, których wiarygodność pozostawia wiele do życzenia, przewidują, że w 2021 roku Szampion będzie czołową odmianą w krajowej produkcji, stanowiąc aż 10,8% zbioru. Udało mu się wyprzedzić Idareda, który plasuje się na drugim miejscu, stanowiąc 10,6% zbioru. W sposób oczywisty wskazuje to na spadek popularności Idareda, który jeszcze w 2018 roku odpowiadał za 19% polskiej produkcji.

Dochodzimy więc do sytuacji, że to nie Idared, z którym powszechnie kojarzone jest polskie sadownictwo, stanowi czołową odmianę w naszej produkcji, ale zastępuje go Szampion. I o ile w przypadku Idareda będzie się utrzymywała tendencja do ograniczania powierzchni nasadzeń, bo poza okazjonalnymi wzrostami cen trudno mówić o jakichkolwiek perspektywach dla tej odmiany, to w przypadku Szampiona nie jest to takie oczywiste. Znaczny udział mają w jego produkcji nowe, intensywne sady z wzorcową agrotechniką, a sytuacja na rynku (na tle innych odmian) nie jest dramatyczna. Nic nie wskazuje, abyśmy mieli w najbliższym czasie zacząć masowo odchodzić od Szampiona.

Jako Polacy, wykonaliśmy nad tą czeską odmianą ogrom pracy, wprowadzając ją do nowoczesnej, wysoko wydajnej produkcji towarowej. Dobrze opanowaliśmy jej agrotechnikę, radząc sobie z problemami takimi jak słabe wybarwienie, defekty miąższu spowodowane niedoborami wapnia w owocach czy spadki jędrności. Nad Szampionem były również wykonywane w polskich ośrodkach naukowych liczne badania o szerokim potencjale wdrożeniowym. Obecnie Szampion jest już mniej kojarzony ze swoją ojczyzną, a bardziej z Polską.

Głównym problemem w handlu Szampionem jest jego stosunkowo niski potencjał eksportowy. Udział polskich jabłek na rynkach wschodnich zmniejszył się w ciągu ostatnich lat. Jeżeli chodzi o rynki zachodnie, to poszukuje się tam przede wszystkim popularnych odmian takich jak Gala, Golden i Red Delicious, Fuji, ewentualnie Jonagold i jego sporty. Szampion ma szansę na sprzedaż tylko w przypadku, gdyby z jakichś powodów produkcja tamtych odmian zawiodła.

Dlatego trzeba pogodzić się z tym, że będzie to odmiana sprzedawana przede wszystkim na rynku krajowym, ze wszystkimi tego negatywnymi następstwami. Bo czasem dużo prościej sprzedać jabłka za granicą niż w kraju. Tam przynajmniej panują jasno określone warunki – towar ma być bardzo wysokiej jakości. Jeżeli tych warunków nie spełnia, to nie sprzeda się go w klasie deserowej i koniec kropka. Natomiast rynek polski jest kompletnie nie uregulowany oraz pełen narastających patologii. Dowodem tego, że z roku na rok jest na nim tylko gorzej, niech będzie upowszechnienie się w bieżącym sezonie praktyki sprzedaży jabłek przemysłowych ze skrzyń leżących na podłodze w zagranicznych marketach.

Nie są jednak słuszne opinie, że za parę lat Szampion podzieli losy Idareda, stając się odmianą równie nieopłacalną i bezperspektywiczną. Może się tak stać i na razie wszystko ku temu zmierza, ale wcale nie musi.

Pomiędzy Szampionem a Idaredem nie można stawiać znaku równości. Idared to odmiana bardziej przetwórcza niż deserowa. Jej ubogi smak nie przystaje do wymagań współczesnych konsumentów. Od kiedy straciliśmy rynek rosyjski, jej wysoka trwałość przechowalnicza nie rekompensuje innych wad. Co z tego, że jest łatwa i niskonakładowa w produkcji, skoro w normalne sezony albo trafia do przetwórni, albo turla się po korytarzu w chłodni, żeby ostatecznie i tak trafić do przetwórni? Jeżeli ktoś chce prowadzić sad przemysłowy, to jest szereg jeszcze łatwiejszych pod względem agrotechniki odmian. Obok Glostera, Idared jest sprzedawany zawsze w ostatniej kolejności. Musi wydarzyć się coś naprawdę niespodziewanego (np. epidemia koronawirusa), aby uzyskać za niego większe pieniądze. Do tego Idared, swoją przedwczesną i wielomiesięczną obecnością w sklepach, psuje popyt na polskie jabłka deserowe. Smakuje jak ziemniaki, ale jest od nich droższy. Do tego nie można go ugotować do obiadu…

Z kolei Szampion jest odmianą, która mogłaby naprawić wizerunek naszej produkcji sadowniczej w oczach polskich konsumentów. Jest to jabłko typowo deserowe. Jeżeli zbiera się je niezbyt wcześnie i prawidłowo przechowuje, swoim smakiem przewyższa wiele innych, popularnych odmian.

Szampion powinien być kojarzony przede wszystkim z jesienią. Wtedy swoim smakiem może zadowolić konsumentów, którzy poszukują świeżych, ale i smacznych jabłek z tegorocznych zbiorów. W październiku sprzedaż Ligola, Red Jonaprince’a czy Golden Deliciousa jest pozbawiona sensu i przynosi rynkowi dużo szkód. Zamiast tego powinno się wprowadzać do obrotu Szampiona.

Oczywiście całości zbioru tej odmiany nie uda się upłynnić do końca roku. Na krajowym rynku ma ona jednak na tyle ugruntowaną pozycję, że zainteresowanie nią trwa praktycznie do końca sezonu przechowalniczego. Dlatego warto rozplanować zbiór w taki sposób, aby część owoców zebrać w okresie dojrzałości zbiorczej i przeznaczyć na długie przechowywanie, a resztę świadomie przetrzymać, pozwalając nabyć koloru i walorów smakowych kosztem trwałości przechowalniczej. Tę drugą część można sprzedać do stycznia.

Warunkiem dobrego wypozycjonowania Szampiona jest też oferowanie owoców w jak najlepszej jakości. Potrafimy przecież takie produkować.

To wszystko jednak tylko czysto teoretyczne rozważania, bo wypozycjonowanie tej odmiany nie obędzie się bez dobrej woli dystrybutorów – w szczególności zagranicznych sieci handlowych, które za milczącym przyzwoleniem sadowników przejęły w Polsce całość inicjatywy w „promowaniu” jabłek. Ich dotychczasowa działalność jest przykładem dokładnie tego, jak nie powinno się postępować, chcąc zwiększyć spożycie i poprawić postrzeganie polskich jabłek na rynku.

Wystarczy odbyć wycieczkę po alejce z owocami któregokolwiek z marketów. Przykładem z minionego tygodnia niech będzie warszawski Leclerc.

Po pierwsze, za duża oferta odmianowa. Jabłka na tę chwilę jadalne (Gala, Szampion) toną w innych odmianach, którym daleko jeszcze do dojrzałości konsumpcyjnej. Konsumenci w większości nie są świadomi, które z odmian nadają się do spożycia, a które powinny jeszcze odleżeć. Dlatego rolą działu odpowiedzialnego za zaopatrzenie jest dobrać ofertę w taki sposób, aby w danym momencie sprzedawać jabłka gotowe do spożycia. Czemu tak nie jest? Brakuje wiedzy czy dobrej woli? Optymalnych okresów wprowadzania poszczególnych odmian na rynek świadomi są z całą pewnością producenci owoców oraz ich zrzeszenia. Dlaczego więc dostarczają do marketów jabłka nie będące w okresie dojrzałości konsumpcyjnej?

Po drugie, bałagan, wymieszanie odmian ze sobą oraz nieestetyczna ekspozycja. Co prawda w Leclercu spece od pozycjonowania towaru nie wpadli jeszcze na pomysł sprzedaży jabłek z drewnianego koryta, ale widoczny jest brak jakichkolwiek starań o utrzymanie porządku w ekspozycji owoców. Inne towary świeże, które mają status produktów premium (np. pomidory w typie bawolego serca), są na bieżąco kontrolowane i układane, o czym świadczy wygląd stosika. Natomiast jabłka, niezależnie od odmiany, traktuje się jako towar trzeciej kategorii, na równi z ziemniakami. Do tego zauważalny jest brak działalności obsługi w zakresie usuwania ze stoiska owoców uszkodzonych lub zepsutych.

Wreszcie sama jakość, która powoduje, że człowieka pieką ze wstydu policzki, chociaż nie przyłożył do tego ręki. Normą są defekty skórki, owoce blade oraz w kalibrze rajskich jabłuszek (może 45 - 50 mm), chociaż zbiorcza etykieta informuje o rozmiarze 7+. Nie brakuje zgniłków.

Jeżeli tak będzie wyglądała sprzedaż polskich jabłek, to rynek zbytu prędko podupadnie. Szampion i Ligol ucierpią na tym w pierwszej kolejności! (bo Idaredowi nic już nie pomoże). Nasze działania powinniśmy skupiać się przede wszystkim na skutecznych kampaniach promocyjnych, których nie zastąpią żadne blokady czy protesty. Dzięki temu będzie szansa wykorzystania niezagospodarowanego potencjału na krajowym rynku.

Związane z tematem

Nie stać nas na handel jabłkami złej jakości!

Nie wszystko na raz - rozsądne wprowadzanie odmian jabłek na rynek

Komentarze

Brak komentarzy

Napisz nowy komentarz