Portal sadownika

Jak oczernia się polskie sadownictwo? - obserwacje propagandy

14-12-2021 Portal Sadownik.pl

Jak oczernia się polskie sadownictwo? - obserwacje propagandy

Zaczęło się od produkcji zwierzęcej…

Podczas tegorocznego Kongresu Produkcji Podstawowej odbył się panel dyskusyjny dotyczący problemów i wyzwań stojących przed polską produkcją zwierzęcą. Temat może wydawać się mało interesujący dla sadowników. Ale tylko z pozoru. Prelegenci związani z produkcją żywca zwrócili uwagę, że ich branża musi zmagać się nie tylko z problemem niskich cen skupu zwierząt do uboju oraz chorobami, które dziesiątkują polskie stada. Oprócz tych kłopotów, producenci znajdują się pod nie słabnącym ostrzałem propagandy bliżej nieokreślonych lobbystów, którzy nie szczędzą pieniędzy na kampanie medialne, mające przedstawić ich opinii publicznej w jak najgorszym świetle. Skutkiem ma być zmniejszenie spożycia mięsa w kraju oraz doprowadzenie do upadku polskiej produkcji zwierzęcej.

Nagonka jest realizowana przynajmniej w dwóch wymiarach. Po pierwsze, dąży się do przedstawienia polskich rolników jako zwyrodnialców, czerpiących przyjemność z zadawania zwierzętom wynaturzonych cierpień. Chociaż powinno być jasne, że zapewnienie zwierzętom dobrostanu leży w interesie profesjonalnego producenta, bo zwiększa produkcyjność stada, ogranicza upadki i poprawia jakość mięsa, zaś obecnie obowiązujące procedury uboju pozwalają praktycznie wykluczyć cierpienie zwierząt (muszą być one pozbawiane życia w stanie wyłączonej świadomości), temat jest eksploatowany, ponieważ propagandowo jest on bardzo chwytliwy. Propagandę karmi się na przykład zdjęciami przedstawiającymi różne uchybienia w utrzymaniu stada, które nie są normalnym obrazem polskiej produkcji zwierzęcej, ale odstępstwem od normy. Zmanipulowane fotografie bardzo często w ogóle nie pochodzą z Polski, ale z krajów byłego ZSRR, Chin lub Wietnamu. Bywa, że pokazują zwierzęta chore, celowo odizolowane od stada, w trakcie leczenia lub po wykonanym zabiegu weterynaryjnym. Efekt nagonki ma spowodować u konsumentów poczucie winy z powodu zakupu i spożywania mięsa, za produkcją którego – jak próbuje się przedstawić – stoi niepotrzebne cierpienie zwierząt.  

Po drugie, propaguje się bezzasadne naukowo informacje, że dieta mięsna szkodzi zdrowiu i jest przyczyną licznych chorób (m. in. nowotworów, zaburzeń neurodegeneracyjnych mózgu, alergii pokarmowych). Tymczasem człowiek, jako gatunek wszystkożerny, powinien spożywać mięso, gdyż jest ono źródłem niezbędnych dla funkcjonowania organizmu aminokwasów, które nie występują w dostatecznej ilości w pokarmach pochodzenia roślinnego.

Wczoraj oni, dzisiaj my

Jak wcześniej wspomniano, temat ten z pozoru nie powinien sadowników obchodzić. Mało tego – ogrodnicy mogą uznać, że problem ich nie dotyczy, a nawet będzie dla nich korzystny, bo zwiększy spożycie warzyw i owoców. Otóż nie zwiększy, a już na pewno nie tych z produkcji konwencjonalnej.

Nie zwiększy dlatego, że propaganda skierowana przeciw polskiemu rolnictwu jest dobrze skoordynowana i realizowana na różnych polach. Trybik pasuje do trybika. Uderzając w produkcję zwierzęcą, uderza się jednocześnie w produkcję roślinną. W tym w polskie sadownictwo.

Ponieważ trwa to już od pewnego czasu, to dziś jesteśmy w stanie udokumentować i określić, na czym polega akcja oczerniania polskiej produkcji owoców. Chodzi o to, aby sprawić, by konsument stawiał znak równości między słowem „sadownik” a „truciciel”, oraz „Grójec” a „Czarnobyl”. Ogółowi społeczeństwa chce się wbić do głowy, że producent owoców jest żądną zysku, kapitalistyczną hieną, która bez opamiętania stosuje najbardziej trujące substancje chemiczne, tylko po to, aby zmaksymalizować swój plon i przychód. Nie liczy się przy tym ze zdrowiem konsumentów. Zwodzi dzieci i starców, karmiąc ich pięknie wyglądającymi, ale zatrutymi jabłkami.  

Słowa - pałki

Jak w każdej propagandzie, również w tej występują słowa – pałki, którymi próbuje się okładać podmiot propagandy, zamykając mu usta i nie pozwalając się nawet wytłumaczyć. W naszym przypadku będzie to na przykład: chemia; trucizna; tosyny; glifosat; roundup; świecenie w nocy (po spożyciu polskich jabłek); białaczka (również po spożyciu owoców z polskich sadów).

Filary propagandy

  1. Atrakcyjny wygląd, wielkość, dobre wybarwienie jabłek wiąże się z ich szkodliwością dla zdrowia (zawartość toksycznych pozostałości).
  2. W systemie konwencjonalnym produkowane są owoce, które zawierają szkodliwe dla zdrowia poziomy pozostałości ŚOR.
  3. Owoce z marketów są pełne chemii.
  4. Lepsze są jabłka z „robaczkiem” lub „parchate”, bo przynajmniej nie zawierają chemii.
  5. Owoce są tak nafaszerowane chemią, że nie psują się po zakupie.
  6. Owoce twarde trzeba obierać przed spożyciem, bo w skórce nagromadzona jest chemia.
  7. Jabłka pryskane są glifosatem.
  8. Substancje chemiczne stosowane w produkcji owoców do ochrony roślin przed chorobami i szkodnikami powodują nowotwory.
  9. Nawozy sztuczne są trujące.
  10. Jabłka i gruszki trzeba w czymś moczyć przed spożyciem, żeby „wywabić” z nich toksyny.
  11. W owocach i warzywach jest tyle chemii, że zwłoki ludzi, które je jedzą nie rozkładają się na cmentarzu.
  12. Owoce przenoszą Covid.

Itp., itd.

Wszystkie te „argumenty” można bardzo łatwo obalić, jeden po drugim. Profesjonalnym producentom nie trzeba tego tłumaczyć, ale może warto coś napisać na wypadek, gdyby na artykuł natrafiła osoba nie związana z produkcją sadowniczą.

W Polsce obowiązuje Integrowana Ochrona Roślin, która nakłada na producentów obowiązek racjonalnego stosowania ŚOR. Ich zużycie dostosowuje się do aktualnych potrzeb. Przestrzega się dawek i terminów stosowania preparatów. Kładzie się nacisk na alternatywne dla chemicznej metody ochrony plantacji owoców. Odpowiedzialne i zgodne z prawem stosowanie chemicznej walki z chorobami i szkodnikami umożliwia, że w finalnym produkcie (owocach) nie znajdują się pozostałości substancji aktywnych, które mogłyby stanowić zagrożenie dla konsumentów.

Substancje chemiczne stosowane w ochronie roślin są dużo lepiej przebadane pod kątem ich szkodliwego wpływu na zdrowie konsumentów niż leki. Bardzo wiele substancji aktywnych, co do których istniały podejrzenia o szkodliwy wpływ na zdrowie lub środowisko, zostało już wycofane z użytku w Unii Europejskiej. Są za to stosowane w innych krajach, np. w Stanach Zjednoczonych, na Ukrainie, w Turcji.

Sieci marketów nakładają na producentów bardzo wyśrubowane wymagania względem pozostałości środków ochrony roślin w owocach. Limity zawartości pozostałości substancji aktywnych w owocach (NDP – najniższy dopuszczalny poziom pozostałości) oraz liczba stwierdzonych pozostałości, są w marketach bardziej radykalne niż obowiązujące w Unii Europejskiej. Sieci handlowe „wychodzą przed szereg”, jeżeli chodzi o ograniczenia pozostałości s. a. w plonie.  

Spożywanie jabłek z widocznymi (bądź nie widocznymi dla oka) objawami rozwoju grzybni jest wielkim zagrożeniem dla zdrowia konsumentów, ponieważ występują tam rakotwórcze mikotoksyny. Nie wystarczy wykroić kawałek porażony przed grzybnię, bo toksyny rozprzestrzeniają się w całym owocu. Tak więc racjonalne stosowanie środków ochrony roślin powinno być czymś pożądanym przez konsumenta, bo chroni jego zdrowie przed wpływem silnie rakotwórczych produktów metabolizmu grzybów.

Z kolei stwierdzenie, że jabłka pryskane są glifosatem, miałoby szansę zdobyć pierwsze miejsce w konkursie na „rolniczą bzdurę roku”, gdyby takowy był organizowany. Glifosat jest środkiem chwastobójczym, opryskanie nim drzew lub krzewów spowodowałoby zniszczenie plantacji.

Walka z czarnym PR-em nie będzie łatwa

Już teraz widzimy, że walka z tą propagandą będzie szalenie trudna, bo jest ona chwytliwa i łatwo niesie się w społeczeństwie. Dowodem tego mogą być oskarżycielskie, a nawet napastliwe i agresywne komentarze  pod adresem sadowników, które „zapodziały” się na nasz profil facebookowy w ciągu roku i zostały odnotowane (pisownia oryginalna).

Więcej chemii w zywności. Jaki jest sens mordowania traw pod drzewami, potem my to zjadamy, jacy z was sadownicy jak walicie taką chemię wszędzie gdzie tylko się da. To jest zdrowe??? Jaki srodek jest tam wykorzystywany???

pryskane że czasami w usta piecze mimo umycia w ciepłej wodzie

Ładnie pryskają trawę randapem. Bardzo zdrowe będą te jabłka.

i po co cymbaly pryskacie tym roundapem ?????

okropne, i my to jemy ten roundap !!!

Są tak wielokrotnie pryskane, że boli po nich żołądek. Mycie nie pomaga, bo są całe przesiąknięte trucizną

Polskie owoce nie są zdrowe, są tak samo zanieczyszczone chemią, jak każde inne.

Obok niskiej opłacalności, wzrostu kosztów i niedoborów środków produkcji, czarny PR jest bardzo ważnym wyzwaniem, z którym musi zmierzyć się branża producentów owoców. Prowadzi on bowiem do spadku spożycia krajowych owoców. Nie wiadomo, jak do tego zadania podejść, bo w przestrzeni publicznej nawet największa głupota wygrywa z merytoryczną treścią. Można więc ludziom pokazywać dane, wyniki badań, oprowadzać ich po sadzie itp., a oni i tak posłuchają półgłówka, który każe im moczyć jabłka w wodzie utlenionej.  

Organizacje i osoby lobbujące przeciwko polskiemu sadownictwu w gruncie rzeczy wyrządzają konsumentom krzywdę, ponieważ zniechęcają ich do spożywania krajowych owoców, które mają bardzo ważne znaczenie w zbilansowanej diecie i utrzymaniu zdrowia. Ale przecież nie o konsumentów im chodzi…

Temat będzie kontynuowany.

Komentarze

Brak komentarzy

Napisz nowy komentarz