Czy Rosjanie otworzą swój rynek na polskie jabłka w 2021?
Pogodziliśmy się już z faktem, że przynajmniej oficjalnie rynek rosyjski pozostanie zamknięty dla polskich jabłek. Przedłużenie embarga na polskie owoce i warzywa w ostatnim kwartale ubiegłego roku nie było dla nikogo zaskoczeniem. Mówi się o tym, że Rosjanom udało się już osiągnąć pewną niezależność w produkcji sadowniczej dzięki rządowym inwestycjom w rozwój sadów. Dopełnieniem rodzimej produkcji jest import z krajów nie objętych embargiem, m. in. z Chin oraz Mołdawii.
Pomimo zwiększenia własnej produkcji jabłek, Rosja pozostaje największym importerem tych owoców. Nadal jest zależna od ich pozyskiwania z zagranicy.
Główni dostawcy jabłek na rynek rosyjski dotknięci przez przymrozki
W trwającym sezonie problemem były przymrozki, które silnie dotknęły czołowych producentów jabłek (poza Turcją). Są wśród nich dostawcy tych owoców na rynek rosyjski. Wskutek anomalii pogodowych spadły plony oraz pogorszyła się jakość owoców w Chinach czy w Mołdawii. Chińska Republika Ludowa, która jest światowym gigantem w produkcji jabłek, odnotowała spadek zbiorów wynoszący 5%. Mogłoby się wydawać, że przy corocznej produkcji ponad 40 mln t, taka ilość to kropla w morzu. Nie do końca. Dla Chin oznacza to spadek produkcji wynoszący ok. 3 mln t w porównaniu z rokiem 2019. Teraz weźmy pod uwagę, że produkcja chińska nastawiona jest na jabłko przemysłowe (surowiec do produkcji koncentratu jabłkowego). Jabłka deserowego powstaje tam znacznie mniej, a większość zaspokaja popyt wewnętrzny. W ubiegłych latach na eksport Chiny przeznaczały zaledwie ok. 1 mln t jabłek. Po przymrozkach ilość ta zapewne się zmniejszy. Nie inaczej jest w Mołdawii, w której również słychać głosy, że wyprzedano już ponad 70% zapasów, a eksport jest powolny, gdyż przedsiębiorcy czekają na (wysoce zresztą prawdopodobny) wzrost cen w najbliższych tygodniach.
Dlatego też w końcu ubiegłego roku można było usłyszeć głosy, że Rosja zwróci się w kierunku polskich jabłek, kiedy wyczerpią się możliwości ich eksportu z innych krajów. Ponieważ to Rosja zarządza embargo, również Rosja byłaby władna dokonać stosownego wyłączenia i dopuścić wwóz określonego wolumenu polskich jabłek. Na potwierdzenie tych informacji czekano do Nowego Roku, jednak styczeń dobiega już końca, a o eksporcie do Rosji ani widu, ani słychu. Kaczka dziennikarska? Być może.
Kto zapełni lukę w dostawach jabłek do Rosji?
Jest prawdopodobne, że braki w chińskim eksporcie zostaną pokryte przez turecką produkcję. Jako jeden z nielicznych krajów, Turcję ominęła fala mrozów. Baczni obserwatorzy światowego rynku owoców dostrzegą, że Turcy – handlarze z typowo wschodnim zacięciem – sprawnie uzupełniają luki w produkcji owoców i warzyw w innych krajach. Politycznie układają się z Rosjanami dużo lepiej niż Polacy. Taki obrót sprawy potwierdzałyby doniesienia, że właśnie w sezonie 2020/21 zaplanowane było zwiększenie eksportu tureckich jabłek do Rosji.
Rosjanie musieliby być naprawdę przyparci do muru, aby zaakceptować import polskich jabłek, który w wymiarze politycznym i wizerunkowym, oznaczałby dla nich porażkę. Nie po to inwestowali pieniądze w propagandę w mediach o światowym zasięgu, że w Rosji powstają tysiące hektarów nowoczesnych, superintensywnych sadów jabłoniowych, aby teraz decydować się na zakup polskich jabłek. Są już pewne oznaki tego, że zdecydowano się tam na zupełnie inną politykę poradzenia sobie z czasowym niedoborem jabłek – na wzrost ich cen do poziomu, który skutecznie ograniczy popyt.
Poza tym jest tajemnicą poliszynela, że polskie jabłka trafiają do Rosji drogą „reeksportu”, np. przez Białoruś albo kraje bałkańskie. Handlarze z tamtych regionów kupują polskie jabłka, przepakowują je w inne skrzynki i zawożą do Rosji jako towar własny. Zdarza się, że urządzane są pokazowe inspekcje takich transportów, jak np. wstrzymanie nielegalnego wwozu polskich gruszek z Białorusi do Federacji Rosyjskiej kilka miesięcy temu. Prawda jest jednak taka, że Rosjanie, gdyby tylko chcieli, mogliby dużo skuteczniej opierać się podobnym praktykom handlowym. Skoro tego nie robią – znaczy, że nie chcą. Jakiś procent „przemytu” polskich jabłek jest dla nich do zaakceptowania. Parę lat temu mówiło się również o tym, że polski towar wprowadzany jest do Federacji Rosyjskiej jako transport do innych państw byłego ZSRR, np. do Kazachstanu (tranzyt przez terytorium rosyjskie), przy czym po wjeździe za granicę rosyjską nigdy już stamtąd nie wyjeżdża, a służby nie kontrolują, co stało się z takim towarem. Nie wiadomo, czy praktyka ta nie została już ukrócona.
Dlatego jak na razie nie zanosi się na to, by pogłoski o otwarciu rosyjskiego rynku na polskie jabłka były prawdziwe.
Komentarze
Brak komentarzy